środa, 16 lipca 2014

Prośba?

Brak komentarzy:
Jeśli ktoś jeszcze wchodzi na tego bloga, chcę powiadomić, że wracać na tego bloga nie zamierzam, przynajmniej nie w tym roku.
Zapraszam na 2 blogi, które obecnie prowadzę.
http://voice-of-dissent.blogspot.com/

Wonderful348.

wtorek, 17 czerwca 2014

31. Prze-Przeceniasz znaczenie tych słów. - Epilog części I.

3 komentarze:
-Nie rozumiem, co tutaj robisz?-otworzyłam drzwi od mojego domu i zastałam przemoczoną postać Drake'a.
-Mogę wejść?-spytał, ignorując moje pytanie.
Otworzyłam szerzej drzwi, by ogrzał się w cieple, które panowało w budynku. Mężczyzna wszedł i stanął obok mnie na korytarzu. Przez minutę w ciszy obserwowaliśmy się nawzajem, pierwszą osobą, która przerwała ciszę, byłam ja.
-To powiesz mi co tutaj robisz?
Brunet nabrał powietrza do ust i wypuścił je ze świstem przez nos.
-Przyszedłem, bo chciałem cię przeprosić. To wszystko Caroline, nie wiem co ją napadło, ale chciała cię upokorzyć, przedstawiła się twoim imieniem i nagadała głupot Kelly.-powiedział na jednym wdechu.
Mój wzrok zjechał na podłogę.
-Nie chcę już o tym rozmawiać.-oznajmiłam.-Powinieneś iść.
-Grace..-położył swoją dłoń na moim ramieniu, którą od razu strzęsłam.
Podniosłam spojrzenie na niego i od razu je wzmocniłam.
-Nie.-starałam się zabrzmieć twardo, kiedy w środku błagałam, by już się poddał, bo za chwilę wybuchnę łzami.
Byłam blisko szlochu przez wszystkie wydarzenia, które miały miejsce przez ostatnie miesiące, poddawałam się i obawiałam się, że jeszcze jedna przykrość mnie spotka, a rozsypię się na milion maleńkich kawałeczków i nic nie będzie w stanie mnie skleić.
-Wyjdź, Drake.-nalegałam, jednak ten tylko potrząsnął głowę w odmowie.
-Musimy pogadać.
-Nie rozumiesz, że naprawdę nie jestem na siłach?!
-Co się stało?-zapytał, domyślając się, że nie tylko on mnie zranił.
-Nic o czym chcę opowiadać.-burknęłam pod nosem.-Musisz już iść..
-Nie pójdę. Jesteś moją Gracie i jeśli ktoś cię skrzywdził, ja skrzywdzę go.
-Jesteś hipokrytą.-powiedziałam nerwowo.-Sam mnie osądziłeś pochopnie, a teraz masz czelność nazywać mnie "swoją Gracie"?!-mój oschły ton nawet mnie zaskoczył.-Wynoś się stąd, Drake!-wysyczałam.
Byłam na krawędzi, nogi zaczęły się chwiać i już jedną nogą zwisałam, a druga ledwo utrzymywała mój ciężar.
-Wiem, że nic nie wymaże tego, jak źle cię potraktowałem, ale proszę cię, nie odtrącaj mnie od razu. Przepraszam cię.-wyszeptał, po czym wtulił się w moje ciało.
Położył swoje dłonie na moich ramionach, jako, że był wyższy, chwilę stałam jak kołek ze zwisającymi rękoma wzdłuż ciała, następnie go objęłam wokół bioder. Nie wiem dokładnie kiedy, ale łzy zaczęły wypływać z oczu, ale samokontrola nie pozwoliła wypuścić szlochu z moich ust. Nigdy nie szlochałam, a kiedy jednak stawało się tak, to był znak, że byłam naprawdę załamana.
Dziwiłam się, że jeszcze nikt tutaj nie przyszedł skontrolować naszej dwójki, w końcu krzyczeliśmy, teraz nagle cisza, a może nie powinnam się dziwić? W końcu to moja rodzina.
-Drake..-odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego ciemne oczy.-Wiesz, że jutro jadę, prawda?-kiwnął głowę.-Zawieziesz mnie na lotnisko?
-Nie mam żadnych planów, więc nie ma sprawy.-uśmiechnął się, jednak za chwilę zniknął na moje słowa.
-Ale wiesz, że nasze stosunki wcale się nie poprawiły..
-A co mam zrobić, żeby to uległo zmianie?
-Daj spokój sobie z Kelly i z tym wymuszonym małżeństwem, pieniądze to nie wszystko. Jesteś na świetnym uniwersytecie, dasz sobie radę w życiu.
Mężczyzna potrząsnął głową i zagryzł dolną wargę.
-Nie rozumiesz mnie, Grace. Nie mogę tego zrobić. Wiem, że poradziłbym sobie bez ojca pieniędzy, jestem tego pewien, ale już za głęboko w to wszedłem. Ojciec Kelly mnie ostrzegł, że jeśli zrobię jakiś nieprzychylny mu ruch, mogę się pożegnać z jakąkolwiek pracą. Ten facet jest politykiem, może wszystko, mam problem jeśli chodzi o to. Mogłem cię posłuchać, ale nie, wolałem zostać przy swoim. W dodatku teraz Kelly rządzi mną, jakbym był jakąś jej zabawką, czego innego mogłem się po niej spodziewać?
Westchnęłam głośno na jego słowa. Nie chciałam zaprzeczać jego słowom, że powinien mnie posłuchać, ale jego wyznanie wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej ze sobą. W głębi siebie cierpiałam ze swoich przeżyć, a teraz i jego smutek przelewał się i na mnie.
-Będzie dobrze, Drake.-zapewniłam go, wysyłając delikatny uśmiech, który odwzajemnił.
-Musi być.-przytaknął.

Po wczorajszym dniu, który spędziłam z moim przyjacielem pozostał uśmiech na moich ustach. Niby oglądanie dennych seriali i przedrzeźnianie aktorów to nic szczególnego, i nie zaprzeczę, że to jednak sama obecność sprawiała, że zapominałam o wszystkich żałosnych chwilach.
Usiadłam na fotelu w samolocie, zapięłam się i włożyłam słuchawki do uszu, by za chwilę usłyszeć moją ulubioną playlistę.
Starałam się zapomnieć, że właśnie lecę do Army Academy, gdzie spotkają mnie kolejne trudności, wolałam powspominać wszystkie momenty, które spędziłam z Drake'm w całej naszej znajomości. Nie kochałam go jak mężczyznę, a jak brata i na wspomnienie o naszych dwóch zbliżeniach w strefach intymnych, chciało mi się śmiać, co robiłam cicho.
Prychałam co jakiś czas pod nosem, co powodowało, że starsza kobieta, która siedziała obok wpatrywała się we mnie jak na umysłowo chorą.
Nie wiem co nam do głowy przyszło, żeby uprawiać razem seks, przecież to jest aż głupie, jesteśmy jak rodzeństwo, a kiedy rodzina uprawia seks to to jest kaziroctwo i w sumie tak się czułam, bardzo, bardzo niekomfortowo. Brunet zawsze był opiekuńczy i tak naprawdę to był pierwszy raz kiedy się pokłóciliśmy, o coś co nawet się nie wydarzyło, pokłóciliśmy się o nieporozumienie. Byliśmy przyjaciółmi, wręcz idealnymi, akceptowaliśmy się nawzajem, bo wiedzieliśmy, że i tak nie zmienimy się. Potrafiliśmy się zrozumieć.

Stanęłam przed moim łóżkiem i położyłam moją torbę z ciuchami obok siebie. Kiedy tylko weszłam na posesję Army Academy musiałam się wpisać na listę, że już przyjechałam. Byłam znudzona, wiedząc, że byłam jedną z pierwszych osób.
Wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam kolejne nieodebrane połączenia od Daisy. Unikałam jej, nie odbierałam, nie dzwoniłam, chciałam ją wymazać ze swojej głowy, kiedy myślałam o niej, ukłucie w klatce piersiowej od razu się pojawiało. Nie potrafiłam zrozumieć jej zachowania, nawet nie chciałam. Nienawidziłam plotek, ani na swój temat, ani na innych, więc to całkiem zrozumiałe, że nie chciałam mieć z nią nic wspólnego.
Usłyszałam pukanie do moich drzwi, więc podeszłam do nich i je otworzyłam. Nawet nie zdążyłam dokładnie otworzyć drzwi, a już zapach wody kolońskiej spotkał moje nozdrza. Otworzyłam oczy i doznałam szoku.
-Jak wakacje?
Podniosłam lewą brew do góry i prychnęłam pod nosem.
Co on tu robił?!
-Nie sądzę, aby to była twoja sprawa.-mruknęłam niezadowolona.
Thomas wywrócił oczami na moje słowa i podrapał się po karku prawą ręką.
-Neandertalczyk mówił, że masz gościa.-oznajmił bez żadnego entuzjazmu.
Neandertalczyk.. Sam nim, kurwa, jesteś. Takim nickiem nazywają woźnego, gdyż prawie nigdy nie wychodzi ze swojego mieszkania, do którego nikt nie może wchodzić, a także jego wygląd nie jest najlepszy. Denerwuje mnie to jak ludzie szybko oceniają książkę po okładce, może i mężczyzna nie był przystojny, ale był bardziej przyjacielski niżeli zdecydowana większość tutejszych chłopaków oraz dziewczyn.
Nie skomentowałam jego wypowiedzi, nie zastanawiając się wyszłam z mojego akademiku, wypychając dłonią kadeta i zamykając drzwi na klucz. Minęłam go z wysoko podniesioną głową, przyspieszyłam w kroku, kiedy usłyszałam, że idzie za mną. Niestety nie było mi przeznaczone odpocząć przez chwilę od jego męczącej osoby, bo za chwilę dotrzymywał mi w kroku.
-Masz znajomych?-zakpił, ale nawet nie obdarzyłam go nawet krótkich spojrzeniem.-To dziwne, jak ktoś mógłby wytrzymywać z kimś tak zamkniętym w sobie. Chociaż.. Daisy..-ciągnął rozmowę.
-Zamknij się!-stając w miejscu i obracając się w jego stronę, wykrzyczałam na wspomnienie imienia jedynej dziewczyny, którą polubiłam, a nawet zwierzyłam się, naiwnie myśląc, że jest inna od reszty.-Nie wiesz nic o mnie, a jeśli chodzi o nią to..-przerwałam, widząc jego zaskoczoną minę.
Żałowałam mojego wybuchu, jednak nie zamierzałam przepraszać, sam mnie sprowokował.
-Po prostu się ode mnie odwal, okay?-to było pytanie retoryczne.
Nie czekając, by jego logiczne myślenie wróciło, odwróciłam się i biegiem puściłam się wzdłuż korytarzy do pokoju odwiedzin.
Nie chciałam się nawet zastanawiać kto i po co przyszedł, po prostu potrzebowałam odpocząć od ludzi z tej szkoły, już brakowało mi tlenu.
Kolejna rzecz, którą żałuję? To, że biegłam. Wpadłam do pokoju, jakby rozdawali za darmo talenty, których ja nie posiadam, a kiedy zauważyłam czarną czuprynę Nick'a, zachciało mi się momentalnie uciec stamtąd uprzednio wymiotując mu na nowe buty.
Tylko jego chorej osoby mi brakowało i, mimo że nie kochałam go, to mój puls przyspieszył na jego widok, to jak mnie potraktował wcale nie złagodziło sytuacji w mojej głowie.
Wyglądał lepiej, nabrał masy w ramionach, przyciął loki, ubrał się w luźne jeansy, które były trochę za nisko naciągnięte na tyłek oraz białą koszulkę polo. Podobał mi się w sensie seksualnym, ale wiedząc jaki z niego skurwysyn, odechciewało mi się na niego patrzeć, a co dopiero dzielić z nim te samo powietrze.
Odchrząknęłam, wiedząc, że wpatrywanie się w jego postać bez słowa przez 4 minuty to stanowczo za dużo.
-To.. Co tutaj robisz? Powinieneś być już w Waszyngtonie.-odezwałam się schrypnięta.
Jego oczy rozbłysły ciepłymi iskierkami, które tak bardzo mi się podobały.
-Przepraszam cię.-zaśmiałam się gardłowo na jego przeprosiny.
Obrzucił mnie niepewnym spojrzeniem.
-I co, oczekujesz czegoś? Nie licz na nic.-powiedziałam oschle.-A najlepiej będzie jak wyjdziesz.



Light me up a cigarette and put it in my mouth.
You're the only one that wants me around.
And I can think of a thousand reasons why,
I don't believe in you, I don't believe in you and I.
Light me up a cigarette and put it in my mouth.
You're the only one that wants me to die.
And I can think of a thousand reasons why,
I don't believe in you, I don't believe in you.
I'm not yours anymore.
I'm not yours anymore.
Odpal mi papierosa i włóż mi go do ust.
Jesteś jedyny, który mnie chce.
I mogę myśleć o tysiącu powodach dlaczego,
Nie wierzę w ciebie, nie wierzę w ciebie i mnie.
Odpal mi papierosa i włóż mi go do ust.
Jesteś jedynym, który chce mojej śmierci.
I mogę myśleć o tysiącu powodach dlaczego,
Nie wierzę w ciebie, nie wierzę w ciebie.
Nie jestem już twoja.
Nie jestem już twoja.


-Grace, przepraszam cię.-ponowił słowa, jakbym miała nagle wpaść mu w ramiona.
Zmniejszył przestrzeń między nami, by dzieliły nas tylko dwa kroki. Patrzył mi głęboko w oczy, łudząc się, że jestem na tyle głupia, by wrócić do niego.
Za dużo osób mnie ostatnimi czasami przepraszało.
-Prze-Przeceniasz znaczenie tych słów.-wyjąkałam nerwowo, cofając się.-Jeżeli ty nie wyjdziesz, ja wyjdę.
Nie czekałam na jego reakcję, zwyczajnie wyszłam. Na szczęście nie był na tyle głupi, by biec za mną.
Co on w ogóle sobie myślał przychodząc tutaj?! Ten rozdział przecież jest skończony! Chciał zaliczyć, zaliczył, niech da sobie spokój ze mną. 

Ledwo co usiadłam, a pukanie do drzwi ponownie rozbiegło się echem po moim pokoju. Jęknęłam w duchu i podniosłam się śpiąco na nogi. Podreptałam do nich i je otworzyłam. Zastałam zmęczoną minę Daisy i jej zapuchnięte, czerwone oczy oraz walizkę, którą trzymała w ręce. Odtworzyłam szerzej drzwi, by  mogła wejść, co zrobiła. Od razu postawiła walizkę przed drugim łóżkiem i odwróciła się do mnie.
Było jasne dla mnie, że będę miała współlokatorkę w tym roku, ale łudziłam się, że nie będzie to Daisy.
-Przepraszam cię.-wychlipiała, pociągając nosem.
Mimo, że ten widok mnie naprawdę załamał, byłam wzburzona.
-Ludzie!-wykrzyczałam wściekła.-Czemu non stop przepraszacie a nie staracie się przestać popełniać błędy?!
Widziałam po jej minie, że była zaskoczona moją nagłą wrogością i nie wie o co mi chodzi, zaczęła głośno szlochać. Położyła swoje dłonie na twarzy i zwyczajnie ryczała. Zapierałam się nogami i rękami, ale efekt końcowy był taki, że przytuliłam ją mocno, moje ręce jeździły po jej plecach i delikatnie nią kołysałam, czemu ona się poddawała bez wymówek.
Wiedziałam, że taki "hug" poprawia humor, ogólnie przytulenie kogoś uspokaja tą osobę, bo wszystkie emocje opadają, po prostu jesteśmy jak kluchy, które potrzebują ciepłej wody, by się ugotować. Robimy się wtedy cichsi, spokojniejsi i rozluźnieni. Miałam migrenę od dobrego tygodnia, a więc jej płacz tylko pogarszał sprawę.
-Daisy..-odsunęłam się od niej, na co ona podniosła na mnie wzrok smutno.
-Przepraszam cię, Gracie. Naprawdę nie chciałam nic mówić, ale zaczęłam rozmawiać z Jake'm i.. Wiesz, że czasem nie mogę się zamknąć i mówię za dużo, właśnie tak się stało.-chciała się usprawiedliwić.
-Wolałabym, aby nic ci się nie powiedziało, ale spoko i tak czuję się lepiej.-skłamałam.-Masz stare dane.-wolałam znowu schować się pod moją skorupę żółwia.-Już nawet nie chodzę na psychiatry.-wreszcie prawda, Grace!
-Och..-westchnęła.-Tak się cieszę.-posłała mi delikatny uśmiech, wycierając poliki od łez.
Posłałam jej sztuczny uśmiech i położyłam się na łóżku.
-Branoc.-szepnęłam, zamykając oczy.
Tak bardzo pragnęłam się nie obudzić jutro.


________________________


Szczerze? Nie sądzę, żeby była część II. Czuję jakbym spieprzyła to opowiadanie, w pierwszej wersji miało to kompletnie inaczej wyglądać. Nie zawsze mamy to co chcemy, racja? No, więc, nowi wchodzący na bloga zapraszam na bloga Love They Say, który jest na nowo prowadzony.
Historia opowiada o dwóch siostrach bliźniaczkach, które zostały rozdzielone po narodzinach, gdyż matka zmarła przy porodzie, ojciec nie miał pracy, więc zajął się tylko jedną z dziewczynek, a drugą oddał dziadków. Historia zaczyna się, kiedy mają po 16 lat i chodzą do high school w London'ie. Jednak najbardziej interesujące jest to, że jedna (ta co żyje z ojcem) wie, że ma siostrę bliźniaczkę, co o drugiej powiedzieć nie można. Francesca przeprowadza się z ojcem do London'u i zaczyna uczęszczać do tej samej szkoły co jej siostra, co wcale jej się nie podoba i unika jej jak ognia. Susanne tkwi w niewiedzy o telefonach do jej dziadków od ojca, który chce się z nią spotkać, nadal żyje swoim życiem towarzyskim. Koniec roku szkolnego kończy się ogłoszeniem wyników egzaminów, które zadecydują o tym, kto pojedzie na wymianę uczniowską do Francji. Kiedy dziewczyny natkną się na siebie? Jak zareagują na swoje osoby? Co wydarzy się podczas nowego roku szkolnego w obcym kraju?

sobota, 14 czerwca 2014

30. Nie możesz z nim być.

2 komentarze:
To całkowicie normalne, że nasze decyzje wpływają na naszą przyszłość, a także wpływają na nas. Przyzwyczaiłam się, że zawsze coś zawalę i, mimo że nie chcę, za każdym razem moich jakichkolwiek starań coś spierdolę. Muszę przyznać, że często to ja jestem tą, która sprawia, że wszystko się wali, jednak czasem to ktoś inny przyczynia się do takich krzywd.
-Damian..-szepnęłam mu do ucha, leżąc obok niego w bieliźnie.
-Hmm?-wymruczał sennie.
Uniesione żaluzje, pozwalały mi zobaczyć blask księżyca, który wisiał na niebie.
-Muszę już iść.-oznajmiłam.
Nie usłyszałam żadnej reakcji.
-Damian.-westchnęłam.-Obudź się..-po krótkiej chwili zaczęłam wstawać i naciągać jeansy na nogi.
-Nie idź.-wycharczał w poduszkę.-Jeszcze chwila.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ubrałam do końca spodnie, po czym je zapięłam na guzik i położyłam się obok blondyna. Nie czekałam długo, by ten znalazł się nade mną i obdarowywał mnie pocałunkami.
-Może.. Zostaniesz.. Na.. Noc.-zaproponował, nie przerywając przyjemnej czynności.
Zaśmiałam się, następnie zepchnęłam go z siebie i wstałam na nogi. Odwróciłam na niego wzrok i zobaczyłam minę zbitego psiaka.
-Przestań.-jęknęłam.-Został tydzień i będę wyjeżdżać.
-No właśnie!-podniósł się i otoczył mnie ramionami.-Powinniśmy to wykorzystać.
-Myślę, że powinniśmy zacząć się przyzwyczajać, że nie mamy drugiej osoby w łóżku w nocy.
-Nie myśl.-zaśmiał się pod nosem i ucałował w czoło.
-Zachowujesz się jak w jakimś kiepskim, przereklamowanym romansidle.
-I co, nie lubisz tego?-nie patrzył na mnie, otulił mnie mocniej.
-Niezbyt.-przyznałam.
-No dobra, to co chcesz?-odsunął się odrobinę.
-Może trochę twojej inwencji twórczej?
-Aha, czyli ja mam coś wymyślić?-uśmiechnął się zadziornie, na co kiwnęłam głową, szczerząc się do niego.-Może spacer?
-Nie.
-No to jakiś film?
-Nie.
-Seks?
-Nie.
-Okay, poddaję się.
-Nudny jesteś.-skrytykowałam go.
-Ja?-uśmiechnął się chytrze.
-A kto inny?!-droczyłam się.
Po kilku sekundach leżałam na ziemi, a młody przystojniak łaskotał mnie, co sprawiało, że śmiałam się w niebo głosy.
Tak bardzo go polubiłam, czasem wydawało mi się, że wręcz darzyłam go większym uczuciem, może nawet miłością? Chciałabym z nim być na zawsze.
-Nadal uważasz mnie za nudziarza?-spytał, nie przestając się rechotać z mojego nieszczęścia.
-Klawisz!-wykrzyczałam z chichotem.
-No wiesz co!
Przestał, w jednej chwili wszystko zatrzymało się. Czas nie istniał, wszystko stanęło w miejscu, tylko ja zdawałam się być przytomna. W pokoju zapanowała jasność, a nade mną stanął nie kto inny jak Lukas. Jednakże mój Anioł Stróż nie wyglądał jak na co dzień, teraz u jego tyłu pleców wystawały białe skrzydła z pięknymi piórami. Wystawił do mnie dłoń, by pomóc mi wstać, co uczyniłam. Spojrzałam na niego z niepewnością.
Co on tutaj robił? Dlaczego wszystko straciło wigor?
-Nie możesz z nim być.-powiedział poważnie.
Mój uśmiech zniknął z twarzy, ustąpił, by na jego miejsce weszło rozczarowanie.
-Dlaczego tak mówisz?-zapytałam.
-To demon, Grace.-odpowiedział bez jakichkolwiek ostrzeżeń.
-To niemożliwe! Widziałabym, gdyby coś z nim było nie tak!
-Oczywiście, że wiesz to. Nie możesz czytać w jego myślach, czyli wytrąca cię z nim, demony to potrafią.
-Anioły też tak potrafią!-zaprzeczałam, nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości.
-Gracie, ja wiem, że jest ci trudno przyswoić to..
-Gówno wiesz, Luke!-przerwałam mu.-Nie wiesz nic!
-W takim razie, skoro mi nie wierzysz, przekonaj się sama.
Anioł potrząsnął głową, a wszystko wróciło do "normy". Zaskoczenie blondyna, że nie byłam między jego dłońmi była niemała, od razu się podniósł na nogi i spojrzał nerwowo po nas.
-Lukas.-wypowiedział imię z jadem moja niedoszła miłość.
-Damian, może wytłumaczysz naszej małej Grace kim jesteś naprawdę. I nie wciskaj jej kitu tylko o dilerce, bo to ściema.
Oboje założyli dłonie na swoje piersi i mierzyli się srogo wzrokiem.
-Co się dzieje?!-zapytałam ich.
Odwrócili się w moją stronę.
-Twój chłopak to Demon, a jako, że ty jesteś Aniołem, nie możesz z nim być!-wykrzyczał wściekle Lukas.-Pomijając fakt, że on jest tylko dlatego z tobą, bo może trzymać cię w niewiedzy!
-Nieprawda!
-A owszem, nie jedną tak urządziłeś! Choćby Nikki czy Jessy!
Nie słuchałam ich kłótni, wykorzystałam ten jedyny moment i weszłam do głowy blondyna. Widziałam po jego minie, że zorientował się co się dzieje, jednak było już za późno, drzwi zostały otwarte, weszłam mentalnie do jego głowy - w rzeczywistości runęłam na ziemi jak długa,.
Mnóstwo wspomnień z jego dzieciństwa, które było żałosne, smutne i bolesne. Powiedzieć, że rodzina go nienawidziła to stanowczo za mało. Chłopak był bity codziennie, potrafił nie dostawać jedzenia przez tydzień tylko dlatego, że przyszedł za późno do domu ze szkoły. Rodzice alkoholicy, rodzeństwo nie było lepiej traktowane. 
Był demonem, zwarł pakt z innym złym stworzeniem, stał się własnością Piekła na rzecz znalezienia prawdziwej miłości, którą i tak stracił po 10 latach, kiedy nadszedł moment zapłaty. Był romantykiem, miał dziecko, którego poszukiwał od 30 lat. Blondyn był naprawdę stary, czego nie można było po nim stwierdzić, najwyraźniej to wszystko tak już działa, nie starzejemy się. 
Nienawidził tego, kim się stał, ale nie miał wyboru jak pracować dla Lucyfera, z którym nigdy się nie widział. Był jednym z tych "złych" na Ziemi, i mimo że mu się to nie uśmiechało, nie miał nic do gadania, bo wyboru nie miał. Albo sprowadzanie ludzi na złą drogę, albo gnicie w celi w Piekle, będąc torturowanym bez przerwy na oddech. Jego pracą było dilerowanie narkotyków, jednak to zabijanie sprawiało mu największe trudności, aczkolwiek popełniał je. Zabił za dużo osób, głównie za to, bo inne demony mu nakazały to. W ciągu miesiąca zabijał ponad 30 niewinnych osób.
Jedyną prawdziwą atrakcję, którą miał z tutejszego życia to kobiety, jednak to anielice podobały mu się najbardziej. Pociągały go grzeczne kochanki, aż poznał mnie, coś się w nim zmieniło. Znał mnie i uważał mnie za kogoś ważniejszego, jednak nie nazywał tego miłością, a pożądaniem. Nie chciał mnie opuścić, co więcej, chciał przenieść się do Williston, by być ze mną. On się przywiązał, wiedząc, że ja nie jestem takim typem dziewczyny.
Połączenie zostało zerwane.
Nade mną był pochylony Lukas, podniosłam się bez niczyjej pomocy i rozejrzałam się.
-Poszedł.-oznajmił zadowolony z siebie.
-Co mu nagadałeś?!-wykrzyczałam do niego bliska płaczu.
-Prawdę. Powiedziałem mu, że widzimy to co najgorsze i kiedy się wybudzisz, będziesz chciała go zwyczajnie zabić.
-Idioto! Nie wiem jak ty, ale ja nie widzę tylko zła, widziałam w nim dobro! Jak możesz być Aniołem?! Jak możesz być tego bardziej godzien niż ja?!
To było na tyle, Anioł się ulotnił, zostawiając mnie samą z moimi szklistymi oczami, mokrymi polikami od łez i otwartymi ustami, z których wychodził głośny, żałosny szloch.
Zostałam porzucona przez jedynego, którego mogłam nazwać mianem "pierwszej, szczerej miłości", on nawet nie wiedział jak naiwny był myśląc, że zostawiłabym go.

*

Wspomnienia o blondynie nawiedzały mnie codziennie i ilekroć nie pojawiłabym się w apartamencie chłopaka, nie było go. Poszłam nawet do baru, w którym pracował, zapytałam kilka osób, a oni zawsze utrzymywali jedną odpowiedź. "Wyjechał, powiedział, że nie wróci."
Czułam jak rozpadam się na najdrobniejsze kawałeczki. Tęsknota za jego bliskością rozrywała mnie, nie potrafiłam zrozumieć tego nieustannego nieszczęścia, które ciągnęło się za mną od początku moich narodzin.



Oh ma douce souffrance.
Pourquoi s'acharner, tu r'commences.
Je ne suis qu'un être sans importance.
Sans lui je suis un peu "paro".
Je déambule seule dans le métro.
Une dernière danse.
Pour oublier ma peine immense.
Je veux m'enfuir, que tout recommence.
Oh ma douce souffrance.
Je remue le ciel, le jour, la nuit.
Je danse avec le vent, la pluie.
Un peu d'amour, un brin de miel.
Et je danse, danse, danse, danse, danse, danse, danse.
Et dans le bruit, je cours et j'ai peur.
Est-ce mon tour?
Vient la douleur...
Dans tout Paris, je m’abandonne.
Et je m'envole, vole, vole, vole, vole, vole, vole.
Que d’espérance...
Sur ce chemin en ton absence.
J'ai beau trimer, sans toi ma vie,
N'est qu'un décor qui brille, vide de sens.
Och, moja słodka udręko.
Walka nie ma sensu, a ty znów zaczynasz.
Jestem tylko bytem bez znaczenia.
Bez niego jestem nieco niespokojna.
Błąkam się samotnie w metrze.
Ostatni taniec.
Żeby zapomnieć o moim wielkim cierpieniu.
Chcę stąd uciec, wszystko zaczęło się od nowa.
Och, moja słodka udręko.
Mieszam niebo, dzień i noc.
Tańczę z wiatrem, z deszczem.
Trochę miłości, nieco miodu.
I tańczę, tańczę, tańczę, tańczę, tańczę, tańczę…
Biegnę wystraszona w zgiełku.
Czy to moja kolej?
Oto nadchodzi ból.
W całym Paryżu, porzucam siebie.
I lecę, lecę, lecę, lecę…
Nic tylko nadzieja.
Na tej drodze twojej nieobecności.
Staram się jak mogę, ale moje życie bez ciebie,
jest niczym innym, jak błyszczącym wystrojem wnętrza.


Byłam przyzwyczajona do mojego "szczęścia", a jednak zabolało mnie to wszystko, co się wydarzyło. Moja chęć wrócenia do Williston wzrosła, unikanie ludzi ponownie weszło mi w nawyk, a z Lukasem nie odzywałam się,co więcej, i on nie pojawiał się. Pragnęłam chwili odetchnienia, pewnie on także, za co byłam wdzięczna, przynajmniej nie musiałam się z nim użerać. I mimo, że to Anioł Stróż zaprzepaścił moją szansę na miłość, która była u mnie rzadko spotykana to nie winiłam go, w końcu miał za zadanie chronić mnie, a nie pozwalać mi spotykać się z demonem. To było dziwne, ale rozumiałam powody jego działań i, mimo że nie zgadzałam się z nimi, nie potrafiłam zignorować jego toku myślenia, nie byłam ignorantką.
Obudziły mnie ojca, jego narzeczone i mojej młodszej siostry krzyki, które były niemiłą niespodzianką. Myślałam, że te ostatnie dnie w Chicago spędzę w ciszy, ale przeliczyłam się. Jęknęłam pod nosem, przewróciłam się na brzuch i nałożyłam puchową poduszkę na głowę, by choć trochę zneutralizowała dźwięki dochodzące z parteru. Nie byłam pewna czy wina spoczywa na poduszce, jednakże wrzaski natężyły się. Podniosłam się dopiero, kiedy usłyszałam bite szkło. Użyłam mojej super szybkości, by narzucić na siebie długą, męską bluzkę i ruszyłam po schodach spokojnie.
Zastałam widok, który często miał miejsce w naszym starym domu w Nowym Jorku. Nie musiałam wchodzić do ich głów, by wiedzieć, że każdy jest wzburzony. Mojego ojca dziewczyna przejrzała na oczy i właśnie minęła mnie na schodach, by po chwili zbiec po nich ze swoją walizką, nawet się nie pożegnała i wybiegła z domu przez frontowe drzwi, trzaskając nimi. Zwróciłam wzrok na mojego ojca, który miał prawą rękę wysoko podniesioną i czekał na jakiś ruch blondynki, by uderzyć ją, jednak ona stała z niewzruszoną miną i założonymi rękoma na biuście. Westchnęłam cicho i poszłam do kuchni, by nalać sobie szklankę chłodnej wody z butelki, z lodówki. Zgrabnie minęłam kawałki rozbitego porcelanowego talerza w wejściu do kuchni i po minucie piłam przeźroczystą ciecz.
Byłam znudzona tym wszystkim, nie miałam z kim porozmawiać, a raczej nie miałam Go, by porozmawiać i wyrzucić z siebie frustrację. Od kilku dni wydzwaniał do mnie Drake, wiedziałam, że dowiedział się prawdy, ale był dla mnie już skończonym rozdziałem, uwierzył w coś, co było oczywistą ściemą.
-Jeżeli ją uderzysz to zbieraj manatki.-uprzedziłam go, wchodząc do salonu i siadając na sofie.
Włączyłam telewizor i zaczęłam przełączać kanały. Nie znalazłam niczego, co przyciągnęło moje oko, więc włączyłam na jakiś program na powitanie dnia. Zerknęłam kątem oka, jak ojciec prostuje rękę wzdłuż ciała i wychodzi z pokoju. Lena odetchnęła z ulgą i usiadła obok mnie.
-Dzięki.-szepnęła.
Puściłam jej podziękowanie mimo uszu i zajęłam się piciem kolejnej szklanki wody. Ostatnimi dniami moje problemy z odżywianiem przybrały na mocy, przez większość czasu jadłam tylko warzywa, a piłam wody więcej niż nie jeden dietetyk. Wiedziałam, że i tak nie schudnę, że stanęłam w miejscu, ale to nie zmieniało stanu rzeczy, musiałam jakoś odreagować i to był mój sposób na to. Jedni się tną, drudzy piją alkohol, trzeci wdają się w bójki, inni słuchają głośno muzyki, a jeszcze inni chodzą na zakupy - ja głodziłam i faszerowałam wodą.
-Grace, podjadasz w nocy, że nie możesz schudnąć?-ponownie odezwała się Lena.
-Nie podjadam.-odpowiedziałam.-Mam chujowy metabolizm.
Nawet nie musiałam spojrzeć na nią, by wiedzieć, że właśnie wywróciła oczami.
-Może powinnaś udać się do dietetyka.-zaproponowała.-W Williston na pewno są jacyś. Oni pomagają w zrzuceniu wagi, a wiem, że ty tego bardzo chcesz, więc..
Nie słuchałam już jej, pozwoliłam jej mówić. Ona nie rozumiała, a ja nie potrafiłam jej tego wyjaśnić.

piątek, 6 czerwca 2014

29. Jak na anielice jesteś potężną bałaganiarą.

2 komentarze:
Nie byłam pewna czy minęła godzina, dzień, tydzień a może nawet miesiąc i czas już wracać do Army Academy. Nie żyłam zegarkiem ani kalendarzem, każde spojrzenie na godzinę odczuwałam jako szpilkę samotności. Czułam się zagubiona, samotna, czyli tak jak zazwyczaj, ale tym razem nie mogłam wyzbyć się tego uczucia. Pragnęłam ruszyć na przód, jednak domyślałam się, że to będzie o wiele trudniejsze niż po Nicku, za którym w ogóle nie tęskniłam. Chciałam zadzwonić do Daisy, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się, wolałam nie zaprzątywać sobie głowy i nią. Pragnęłam chwili spokoju, aczkolwiek to było tylko marzenie, i to tak odległe, bowiem moja kuzynka nie dawała mi spokoju i non-stop się dobijała do moich drzwi. Całe dnie spędzałam na leżeniu w łóżku i spaniu, łzy nie leciały już, wydaje mi się, że koryta od rzek mokrej cieczy nadal są na polikach, lecz wysuszone. Zmęczona bezgłośnym szlochem, byłam wyprana z emocji, często tak bywało, nawet kiedy nie płakałam, to był mój talent przed "zmianą", za którym tak cholernie tęskniłam. Uwielbiałam być pozbawiona emocji, nie czuć przez chwili tego syfu, który w sobie od dziecka nosiłam.
Wiedziałam, że byłam "aniołem" nie bez przyczyny, jednak prawda była taka, że nie chciałam nim być, nawet jeśli ratowałam bezbronnych ludzi. Co ja gadam?! BEZBRONNYCH?! Co za bzdura..
Westchnęłam głośno i odwróciłam się na plecy, leżąc na podłodze.
Nie raz i nie dwa ludzie ranili mnie, może i nie te osoby, które ocaliłam, ale to nie zmienia faktu, że większość społeczności nie jest bezbronna a wręcz jest okrutna. Każdy człowiek ma w sobie coś, co rani innych, co więcej on bądź ona to wie i nic z tym nie robi. Może osoby, które uratowałam też były zranione przez takich ludzi, jacy mnie skrzywdzili?
Chciałam pogrążyć się w ciszy, która nastała w całym domu, ale nie było mi to dane. Po niecałych 2 minutach usłyszałam jak ktoś puka w moje okno. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na Lukas'a, który stał na balkonie z miną niewiniątka. Nie zwracając na niego uwagi, położyłam się ponownie. Nie wiem dokładnie jak on to zrobił, ale tak czy inaczej znalazł się u mnie w pokoju. Smętnie podniosłam się z podłogi i usiadłam obok Lukas'a, który rozsiadł się na moim niezaścielonym łóżku, które było i tak w lepszym porządku niż podłoga, która była zaśmiecona chusteczkami oraz brudnym praniem.
-Jak na anielice jesteś potężną bałaganiarą.-zaśmiał się widząc moje nerwowo zaciśnięte pięści.
-Jak na anioła jesteś imponująco irytujący.-odwzajemniłam spostrzeżenie.
Mężczyzna uśmiechnął się zaskoczony.
-W twoich ustach zabrzmiało to jak komplement.-wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, co wybiło mnie z pantałyku.-A tak poza tym, jak tam twój humorek?-zmienił temat, a jego twarz przybrała poważnego wyrazu.
Posłałam mu wymowne spojrzenie.
-No tak, głupie pytanie. Może powinnaś z nim porozmawiać?
-Nie.-ucięłam.-A tak w temacie, Lukas, sam obiecałeś, że będziesz przypominać mi jak to płeć męska jest chujowa, a nie zachęcać mnie do kontaktów z nimi.
Blondyn przejechał zdezorientowany ręką po swoich gęstych włosach.
-Zapomniałem.-przyznał.
Westchnęłam zrezygnowana.
-Grace, weź się w garść.-zażądał.-Czeka na ciebie robota.
Podniosłam na niego wzrok.
-Co?-spytałam.
-Pstro.-zaśmiał się z mojego nieogarniętego nastroju.-Czas zacząć uczęszczać do psychiatry.
-I to jest moja robota?-pokręciłam niedowierzająco głową.
-Tak.-oświadczył.-Źle się czujesz i trzeba coś z tym zrobić, zanim wpadniesz na jakiś kiepski pomysł i zamiast innych ratować, będziemy musieli ocalić ciebie.
-Nie chcę pomocy.-szepnęłam, spuszczając wzrok.-Może już czas się poddać.
-Nawet tak nie mów. Polubiłem cię i nie zamierzam wysłuchiwać tych bzdur.-złapał mnie za ramiona i delikatnie potrząsnął.-Obudź się, Gracie, jesteś potrzebna temu światu, nawet nie widzisz jak bardzo się zmienia dzięki tobie i innym Aniołom Stróżom.
-Pierdolisz farmazony. Wcale to nie jest taka wielka różnica w jednostkach, jakby to przeliczyć to więcej i tak umiera.-burknęłam nadal nie podnosząc wzroku.
-Jeden człowiek uratowany powinien być dla ciebie jak alkohol dla alkoholika.-powiedział zdenerwowany.
-Ale nie jest.
-Widzę.-puścił mnie wolno i podniósł się z łóżka mierząc mnie wzrokiem.-Nie chcę osądzać Boga decyzji, ale wydaje mi się, że podjął jedną bardzo złą.
Chciałam zareagować na jego słowa, ale jedyne co mogłam z siebie wydusić to.: "Może."
Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, ponieważ wiedziałam, iż to złamało by mnie, straciłabym ten obojętny ton i zadałabym samej sobie ból widząc jego cierpienie w oczach. Usłyszałam tylko otwierane drzwi balkonowe, a później ich zamknięcie. Lukas'a już nie było, kiedy podniosłam wzrok.
Czułam się naprawdę głupio, byłam taka dziecinna, zamiast wziąć się ogarnąć, ja postąpiłam jak najbardziej rozwydrzony bachor na świecie. Wiedziałam, że ostatnie dni były momentami, kiedy podejmowałam tylko te złe decyzje i nie mogłam się przemóc, by zacząć podejmować te dobre.
Znałam siebie dość dobrze i potrafiłam przyznać się do winy, gdy postępowałam naprawdę samolubnie, ślepo; i tak teraz, przyznaję przed samą sobą, że jestem naprawdę lekkomyślną osobą.
Podniosłam się anemicznie z miękkiego materaca i wzięłam w ręce szare legginsy, białą koszulkę i bieliznę. Otworzyłam drzwi i od razu podbiegłam do pustej łazienki, gdzie zamknęłam się. Odłożyłam ubrania na blat obok umywalki i lutra, po czym rozebrałam się z krótkich spodenek i kolorowego t-shirtu, które włożyłam do kosza na brudną bieliznę. Weszłam do wanny i zaczęłam napuszczać gorącej wody, do której dodałam płynu do kąpieli. Piana oraz ciepła woda otaczały moje ciało, mój umysł się wyciszał i wsłuchiwał się w nurt bezwonnej, jak i przeźroczystej cieczy. Chciałam się zanurzyć i nie wyjść na powierzchnię, raz na zawsze pożegnać się z oddychaniem na Ziemi, ale wiedziałam, że to była zbyt piękna myśl, moim zadaniem było tutaj gnić.
Przestań się użalać nad sobą jak zakompleksiona nastolatka i weź się w garść! - Zbeształam samą siebie w myślach.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam nucić piosenkę Guns N' Roses - I used to love her, co jak co, ale uwielbiałam rock'a. Zwyczajnie zakochałam się w tym zespole, a ostatnimi miesiącami tylko ich muzyka dawała mi spokój na duszy.
Pragnęłam dorosnąć psychicznie, nie myśleć jak dziecko, zacząć poprawnie żyć i mimo, że w mojej rodzinie to niespotykane, by ktoś był całkowicie normalny to jednak liczyłam, że zapoczątkuję te pokolenie. Domyślałam się, że do tego nie dojdzie, ale czasem miło jest pomarzyć.

*

-Jak dla mnie jesteś emo. Non-stop sama, słuchasz rock'a i do tego zachowujesz się anty socjalnie.-moja siostra chciała wyładować na mnie swoje zdenerwowanie.
Otóż dowiedziała się, iż Jake nie może opiekować się dzieckiem razem z nią, że jego rodzice chcą dla niego przyszłości niż mieć dziecko w tak młodym wieku. Będzie jej płacił alimenty, ale nie chce nawet, by wysyłała mu zdjęć tego "bękarta" jak to określił jego ojciec. Nie byłam zaskoczona ich opinią, aczkolwiek nie zgadzałam się z nimi w pełni, jednakże to nie była moja sprawa, więc zostawiłam to tak jak było.
Mimo, że to nie był pierwszy raz, kiedy ktoś mnie tak nazwał, to jednak nigdy nie usłyszałam tak niepochlebnego słowa z ust mojej młodszej siostry. Zraniła mnie, ale moja wyprana z uczuć mimika twarzy nie pozwoliła sobie okazać zranienie, za co byłam samej sobie wdzięczna.
Odwróciłam się do niej twarzą i spojrzałam z góry.
-Fajnie, a może porozmawiamy o tym jak twój Jakie zostawił cię dla twojej byłej przyjaciółki?-odpłaciłam jej.
-Grace!-krzyknęła moje imię wściekła.
Złożyłam usta w linijkę i zamilkłam, nie chciałam się kłócić i już po sekundzie żałowałam swoich słów, to był czas do awantury, ani miejsce, a tym bardziej powód. Jęknęłam cicho i opadłam zrezygnowana na kanapę w salonie. Wyszłam z mojej brudnej nory po raz pierwszy od tygodnia i już mnie ktoś atakował, miałam ochotę wrócić do swojego pokoju, gdyby nie fakt, że miałam rozmowę o pracę w klubie nocnym jako jedna z barmanek. Miałam odwołać rozmowę kwalifikacyjną, jako, że załatwił mi ją Damian, ale nie potrafiłam, chciałam się z nim spotkać, chciałam go zobaczyć. Mężczyzna był moim słabym punktem i - niestety - nie umiałam zapomnieć o nim.
Włączyłam telewizor i zaczęłam przełączać kanały telewizyjne, w końcu trafiłam na jakiś serial brazylijski i Em poprosiła, bym zostawiła to. Odłożyłam pilota na stolik od kawy i rozsiadłam się wygodnie.
-O której jedziesz?-spytałam kuzynki.
-O 17, pewnie się już dzisiaj nie zobaczymy.-uśmiechnęła się kwaśno.
-A kiedy złożysz nam kolejną wizytę?
-Dopiero na przerwę świąteczną.-patrzyła z zaangażowaniem w telewizor.
Odchrząknęłam, widząc godzinę, zegarek w telefonie wskazywał już 16, więc musiałam podnieść się i iść przed siebie.
-A zawieziesz mnie?-zapytałam ją, kiedy stałam już przy drzwiach i miałam wyjść.
-Jasne.-poderwała się wesoło i złapała w biegu kluczyki od samochodu.
Podeszłyśmy do srebrnego jeep'a, po czym od razu wsiadłyśmy i wyjechałyśmy spod domu.

Od samego wejścia do baru zaczęłam się rozglądać za Damianem, którego - niestety albo, może i to dobrze - nie zauważyłam. Dorosły mężczyzna, założyciel klubu podszedł do mnie i wyciągnął dłoń, którą uścisnęłam.
-Damian mówił, że raczej nie będziesz chciała tej pracy, ale najwyraźniej się mylił.-uśmiechnął się, jednak ten uśmiech nie obejmował jego czarnych jak smoła oczu.-Stawka za godzinę jest 10$.
-Mało.-skomentowałam, na co mężczyzna wywrócił oczami.
-Mam dużo osób na to stanowisko, więc jeśli nie chcesz to nie zajmuj mi czasu.-już chciał się odwrócić do mnie plecami i iść.
-Nie powiedziałam, że nie chcę tej pracy.-mruknęłam oschle.
Brunet po 40 mierzył uważnie mnie swoimi ciemnymi ślepiami.
-Pracę już zaczynasz dzisiaj, o 18, to za niecałą godzinę.-oznajmił, patrząc na srebrny zegarek na prawej dłoni.
Mój szef odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego gabinetu, zostawiając mnie na środku parkietu. Przy barze stało kilkoro osób mniej więcej w moim wieku, więc podeszłam do nich. Rozmawiali o czymś zacięcie, jednak kiedy przystanęłam obok nich, zamilkli i spojrzeli na mnie niepewnie.
-Nowa?-spytał jakiś wysoki, przystojny szatyn.
Kiwnęłam głową, a oni wznowili rozmowę.
-John mówił, że niedługo będzie dostawa.-powiedział ten sam chłopak.
-John?-zapytałam.
-No tak, szef.-uśmiechnęła się głupio blondynka.-Pracujesz tu i nawet nie wiesz jak się on nazywa?-zakpiła, a wszyscy ryknęli śmiechem.
-Zabawne.-burknęłam pod nosem.
-Och, mała.-dała mi kuksańca.-Głowa do góry.
-Yhm.-mruknęłam.-Jaka dostawa?
Moje pytanie wzbudziło w nich zdenerwowanie, wahali się nad odpowiedzią, patrzyli po sobie, aż w końcu ktoś wszedł do baru, Damian. Blondyn zwrócił wzrok na mnie, a ja wpatrywałam się w niego jak w ryta.
-Narkotyki, Gracie. W co ty się wpakowałaś? Miałaś się trzymać ode mnie z daleka.-mówił do mnie chłodno, przybliżając się.
Nie byłam gotowa zareagować, byłam obserwowana, a tym czasem ja zastanawiałam się czy powinnam go uściskać i powiedzieć jak bardzo żałuję zerwania z nim, czy jednak dać sobie spokój z tą wakacyjną pracą.
Niebieskooki podszedł do mnie tak blisko, że naparł na mnie swoim umięśnionym ciałem o mój biust. Chciałam się cofnąć, aczkolwiek lada od baru mi w tym przeszkadzała, chłopak uśmiechnął się pod nosem widząc moje roztargnienie. Odwrócił wzrok na swoich współpracowników, a oni widząc jego minę wyszli czym prędzej z pomieszczenia. Ponownie spojrzał na mnie, tym razem jednak w jego oczach widziałam nic poza rozczarowaniem.
-Miałaś dać sobie i mnie spokój.-powiedział cicho, wpatrując się w moje ciemne oczy.-Sama tego chciałaś.
-Może zmieniłam zdanie?-podniosłam wzrok na jego błękitne tęczówki.
-Nie możesz co chwila zmieniać zdania.-odsunął się ode mnie i spuścił wzrok.-Mieszasz sobie i mi w głowie, to do niczego dobrego nie doprowadzi.
Wiedziałam, że ma rację, że sama sobie przeczę, ale on właśnie tak na mnie działał; miałam swoje idee, a przez niego nabierałam wątpliwości co do nich.
-Może masz rację.-szepnęłam i także mój wzrok skierował się na buty.-Zachowuję się jak dziecko.-przyznałam.
-Nie powinnaś mieszać się w narkotyki, sama mnie zbeształaś.-czułam wiercące w mnie jego spojrzenie.-Chcesz w tak młodym wieku wylądować w pace?
-I kto to powiedział?!-podniosłam wzrok wzburzona.-Wcale nie jesteś taki ode mnie dużo starszy!
-Ale mnie nie złapią, a nawet jeśli to nie zatrzymają mnie na długo, Grace.-widziałam, że jest tego tak pewien jak blondynka, że ma blond włosy.
Westchnęłam głęboko.
-Dobra, niech będzie, dam sobie spokój z tą robotą i z tobą.-starałam się brzmieć jakbym była pozbawiona uczuć.
-Nie zwalaj tego na mnie.-powiedział błyskawicznie.-Po prostu ja staram się dotrzymać daną ci tajemnice, chciałaś, abym dał ci spokój, dałem ci to, więc proszę cię..
-A czy ja mówiłam, że to twoja wina?!-wtrąciłam się.-Nie! Sama nie wiem czego chcę, wyraźnie to widzę i nie musisz mi tego mówić. W jednej minucie widzę jak bardzo wpływasz na mnie i nie podoba mi się, jednakże w następnej minucie podobają mi się te emocje, które dostarczasz mi właśnie ty.
Młody mężczyzna zwyczajnie gapił się na mnie bez słowa. Minęły 3 minuty, zanim zrozumiałam, że on nic nie powie, w końcu zebrałam się w sobie i ruszyłam przed siebie do wyjścia z baru.
-Powiedz John'owi, że jednak nie chcę pracy.-rozkazałam i czym prędzej wyszłam.
Pragnęłam znaleźć się jak najdalej stąd, nie mogłam znieść samej myśli, że ktoś taki jak ja mógł się naiwnie zakochać, wiedząc, że związek ze mną nie ma sensu dla nikogo i to nie wypali. Byłam taka łatwowierna, myśląc, że ten chłopak jest inny, że to jest dla mnie znak, by ruszyć naprzód.

*

Czas mija szybko, kiedy ma się jakąś monotonię, aczkolwiek co jeśli człowiek leży całymi dniami i czyta jakieś amatorskie opowiadania i historyjki? A więc już wam mówię, zwyczajnie się nudzi, a czas leci tak powoli, że ma się chęć strzelić sobie w głowę.
Mimo, że się o mało nie zanudziłam na śmierć przez ostatni tydzień, nie mogłam wyjść z pokoju na dłużej niż do łazienki czy do kuchni po jedzenie i picie. Byłam w strasznym stanie, wychodziłam tylko nocą, kiedy każdy spał. Nie chciałam natknąć się na siostrę, która uważa mnie za totalnego dziwaka, czy na ojca bądź jego "narzeczoną", którzy nie sprawiali, bym się uśmiechała. Potrafiłam czytać w głowie, kiedy byli ode mnie oddaleni o 10 metrów, co ułatwiło mi sprawę i dowiedziałam się jak bardzo niedojrzała jestem, w tym samym momencie, kiedy mój ojciec powiedział, że z wielką ochotą przywaliłby mi z całej siły, na co jego kobieta zaśmiała się.
Jęknęłam znudzona, wczytując kolejną stronę internetową. Położyłam laptopa obok siebie na łóżko, a sama wstałam i podeszłam do okna, które po krótkiej chwili otworzyłam. Tęskniłam za Emily, z nią przynajmniej mogłam siedzieć, nic nie mówić, a ona nie myślała o mnie jak o wariatce. Byłam sama i po raz pierwszy dostrzegłam, że nie do końca z własnego wyboru. Może i odrzuciłam pierwsza Damiana, ale jeśli chodzi o siostrę czy ojca? Oni sami mnie odrzucili, już lata temu. Z matką rozmawiać nie potrafię, nigdy nie potrafiłam, więc dziwnie czułabym się dzwoniąc do niej, bo niby o czym miałabym z nią gadać? Nie mam nic do opowiedzenia, przecież nie będę z nią przeprowadzać konwersacji o blondynie, który jest dilerem czy o szkole, w której jestem nienawidzona , a może o tym, że usłyszałam w myślach u ojca, że obecnie chce mnie pobić? Tak, oryginalne tematy do rozmów.. Już słyszę jej reakcję: "Grace, zadzwoń do psychiatry, powiedz, że masz halucynacje po tych nowych tabletkach." Jedyne co oczekiwałam po Em było to, że nie myślała za dużo, zwyczajnie wysłuchała i później dwa razy o tym nie myślała, ufałam jej.
Lukas.. Hmm.. Z nim to jak z kobietą w ciąży, coś nie po jego myśli idzie i już się wkurwia na maksa. Anioł ma poważne problemy z gniewem.
Jak na złość, kiedy obróciłam się, zastałam mojego "opiekuna" na łóżku, leżącego do góry brzuchem, patrzącego w sufit. Niedużo myśląc, położyłam się obok niego.
-Przepraszam.-jęknęłam.-Nie powinnam drążyć tamtego tematu, wiem, że poszczęściło mi się, dlatego żyję, a bynajmniej jesteś tego zdania, ale to nie zmienia faktu, że nie czuję się dobrze.
-Nie.. To ja przepraszam, że naskoczyłem na ciebie. Bóg jest nieomylny, dał ci szansę na nowe życie, nie powinienem wątpić w jego inteligencję.
-Och przestań.-mruknęłam.-Każdy się myli, nawet taki Bóg, co do tego to nie mam wątpliwości.-puściłam mu oczko, kiedy spojrzał na mnie kątem oka.-Rzecz w tym, iż nie sądzę, że powinniśmy nadal ciągnąć naszą współpracę.
-Dlaczego?
-Ani ty się nie cieszysz, że musisz wisieć mi nad głową i obserwować mój każdy ruch, a ja tym bardziej się nie cieszę, że mam takiego ciebie za opiekuna.
-Grace, nie zrozum mnie źle, ale ty nie masz prawa decydować kto się tobą zajmuje, ja też nie.
-W takim razie dlaczego ten was Bóg nie może sprawować nade mną opieki?-zakpiłam.
-On ma ważniejsze rzeczy do roboty, a nie pilnowanie młodej anielicy, której w dupie się poprzewracało.
Nie skomentowałam, słyszałam po jego tonie jak bardzo go zdenerwowałam, nie chciałam pakować się w większe tarapaty niż aktualnie jestem. Podniosłam się z łóżka i stanęłam przy oknie, wpatrując się w dal, po chwili poczułam jego dłoń na moim prawym ramieniu.
-Przepraszam.-szepnął spokojnie.
-Jak to jest z Nim?-zapytałam.
-To znaczy?
-Jak on chce rozmawiać to ja muszę Tam być, ale kiedy ja chcę rozmawiać z nim, on nie ma czasu i wydaje się być odległy. Mimo, że go nie ma tutaj, nie odpowiada, czuję, że patrzy.
-Grace..-wyszeptał mi do ucha.-Zaczęłaś wierzyć.
-Co?-odskoczyłam od niego jak oparzona.-Nie wierzę w niego! On nie istnieje, mam halucynacje.
-Sama nie wierzysz w to co przed chwilą powiedziałaś.-zaśmiał się, widząc jak bardzo roztargniona jestem.
-Lukas, możesz zamilknąć na chwilę?-spojrzałam na niego poważnie, a on kiwnął głową i natychmiast cisza nastała w całym domu, czas jakby się zatrzymał, a moje myśli przebiegały opanowane po głowie.
Czy uwierzyłam w Niego? Po tylu próbach wmówienia sobie, że wymyślałam całą tą sprawę z nim, to jednak nie udało mi się. Może faktycznie byłam Aniołem Stróżem? W końcu jak wytłumaczyć czytanie w myślach, nadludzką szybkość, cofanie czasu ratując innych i do tego same posiadania innego Anioła Stróża jako mojego "nauczyciela"? Aaa, i jak mogłabym zapomnieć? Jeszcze moje "szczęście" do nieszczęść. 
Nie wiem co miał do tego wszystkiego Damian, ale i on znalazł się w moich myślach, za nim tęskniłam najbardziej. Byłam taka głupia, myśląc, że zerwałam z nim w idealnym czasie, że akurat to był moment, w którym nie za dużo do niego czułam. Okłamywałam samą siebie przez tak długi okres, przecież ja za nim szalałam, on znajdował się w moich myślach nawet, kiedy kłóciłam się z innymi ludźmi.
-Chyba muszę gdzieś iść.-wyjąkałam, wyrywając się z transu.

*

-Wiem co mówiłam, ale Damian, chyba cię kocham. Wiem, że jestem niezdecydowaną osobą i chcę ci też powiedzieć, że wiem jak to wszystko brzmi. Przychodzę tutaj, mówiąc, że to ostatni raz, nie chcę się uwiązać do ciebie, a minutę po seksie już ci wyznaję miłość i w tym samym czasie ubieram się i chcę wyjść. Nie jestem skomplikowana, jestem zwyczajnie niemądra, ale tego nie zmienię, Damian.-szeptałam niezadowolona.
Stałam w drzwiach od jego sypialni, jeszcze w bieliźnie.
-Czego ode mnie oczekujesz?-zapytał, patrząc mi w oczy, siedząc w samych bokserkach na łóżku.
-Zadaj sobie pytanie, czy chcesz być z taką pojebaną osobą jak ja, która ucieka, kiedy tylko poczuje coś?-moje oczy zaszły łzami i pomimo, że wstrzymywałam je siłą woli, to i tak zaczęły spływać po polikach.
W chwili, kiedy chciałam je zetrzeć, błękitnooki znalazł się przy mnie i sam scałował je ze mnie.
-Niczego nie pragnę bardziej.-wymruczał mi do ucha, zagryzają delikatnie jego płatek.



When you feel you're alone,
Cut off from this cruel world.
Your instincts telling you to run.
Listen to your heart,
Those angel voices.
They'll sing to you.
They'll be your guide back home.
[...] When you've suffered enough,
And your spirit is breaking.
You're growing desperate from the fight.
Remember you're loved,
And you always will be.
This melody will bring,
You right back home.
When life leaves us blind.
Love keeps us kind.
Kiedy jesteś sam,
Odetnij się od tego okrutnego świata.
Twoje instynkty mówią ci, byś uciekał.
Posłuchaj swojego serca,
Tych anielskich głosów.
One zaśpiewają ci.
Przyprowadzą cię z powrotem do domu.
Kiedy wycierpiałeś wystarczająco,
I twój duch się załamuje.
Stajesz się zdesperowany przez walkę.
Pamiętaj, że jesteś kochany,
I, że zawsze będziesz.
Ta melodia przyprowadzi cię,
Z powrotem do domu.
Kiedy życie pozostawia nas ślepcami,
Miłość utrzymuje w nas dobroć.


_____________


Emily, mam nadzieję, że się ucieszysz na wieść, że zaczęłam poważnie myśleć nad powrotem na bloga "Love They Say". :) Jeszcze nie jestem całkowicie przekonana, aczkolwiek zaczęłam pisać kolejny rozdział, by zobaczyć czy jestem w stanie powrócić na niego w wielkim stylu. :) W najbliższych dniach powinnaś oczekiwać rozdziału.

wtorek, 3 czerwca 2014

28. Nie chcę cię znać.

Brak komentarzy:
-Spadaj...-wymamrotałam w poduszkę, kiedy Emily budziła mnie od piętnastu minut poprzez szturchanie mnie w ramię.
-Wstawaj, co będziesz robić? Spać?-zakpiła znowu wbijając swoje kościste palce w mój bok.-Już jest 14!
-No i co?! Może być 19, a ja nadal będę miała to w dupie.-mruknęłam.
-Grace!-poczułam jak dziewczyna wstaje z łóżka i ściąga gwałtownie ze mnie kołdrę.
Zimne powietrze otuliło moje ciało, a dreszcze pojawiły się szybciej niż mrugnęłam do samej siebie zaskoczona. Podniosłam się do pozycji siedzącej z głośnym westchnięciem i zwróciłam wzrok ku mojej zadowolonej z siebie kuzynce. Trzymała w rękach moją pościel, a na jej ustach gościł zuchwały uśmiech.
-I tak nie wyjdę z mojego pokoju.-burknęłam zakrywając nogi, poprzez naciąganie ogromnej koszulki na uda.
-Czemu nie?-położyła bety na materac i usiadła obok mnie.
-Nie mam ochoty.-odpowiedziałam, wpatrując się w telefon, który non-stop wibrował.
-Coś się stało?-to była kolejna osoba, która zadała mi to dziecinne pytanie.
-Tak i nie. Nieważne.-odwróciłam wzrok i spojrzałam na na blondynkę.
-Ważne skoro masz doła.
-Nieważne, bo to już nie ma znaczenia. Po prostu za dużo myślę.
-To przestań za dużo myśleć.
-I kto to powiedział.-zakpiłam.-Dziewczyna, która boi się wychodzić sama wieczorami z domu, a pakuje więcej niż niejeden kulturysta.
-Ej!-zaśmiałyśmy się.-Może masz rację, pouczam cię, a sama się do tego nie stosuję. No dobra, ale wiesz, że mam rację.
-Tak, tak, ale to nie jest takie proste.-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Będzie dobrze.-położyła swoją dłoń na moim obojczyku i pogładziła go kciukiem.
-Wiem.-skłamałam, wiedząc, że wcale tak nie będzie, nie w przypadku Damiana i mnie.
Nie mam szczęścia do uczuć, a tym bardziej do sympatii. Nie mówię o miłości, bo miłość to coś, co mnie nigdy nie dotknie, nie pozwolę na to. Drake szuka sobie problemów, a Damian podchodzi zbyt poważnie do mojej osoby. Mężczyźni to jedna wielka katastrofa, z którą nie chcę mieć do czynienia. Chciałabym obudzić się pewnego dnia i nie czuć nic, tak jak kiedyś, ale to było marzenie, które nigdy nie spełni się, nie ma na to szans, szczególnie teraz, kiedy jestem kimś w roli Anioła, muszę przecież czuć, by pomóc ludziom w trudnych chwilach.
Kiedy ocknęłam się, Em już nie było, a drzwi były zamknięty. Położyłam się ponownie na łóżku, na brzuchu i okryłam ciepłą kołdrą. Wsłuchiwałam się w dzwoniący telefon, ale wzrok miałam skierowany w drugą stronę. Nie chciałam ulec chęci, by odebrać od Damiana, nie potrafiłam przemóc się i pogrążyć w tak mocnym uczuciu, nie chciałam uczuć, a blondyn sprawił, że zaczynałam. Pragnęłam, by chłopak dał mi spokój, a jednocześnie oczekiwałam, że będzie o mnie walczyć. Byłam niedojrzałą nastolatką, wiedziałam to, ale nie zmieniłam podejścia do tej sprawy, udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, zasnęłam.

Nie byłam pewna powodu moich snów o ojcu, jego agresji, ale drzemka zmęczyła mnie bardziej, niż gdybym przebiegła maraton. Obudziłam się po 17, bez niczyjej pomocy. Podniosłam się z pozycji leżącej na brzuchu i usiadłam po turecku. Czułam się bezradnie, po krótkiej chwili dostrzegłam, że polik i oczy aż topią się we łzach, co zaskoczyło mnie niemiło. Nie płakałam od tygodni pomimo, że miałam ogromną potrzebę, a teraz wychodzi szydło z worka, bez mojej zgody rozpłakałam się śpiąc.
Byłam zdruzgotana wizytą ojca, tym, że nocował pod jednym dachem co ja, że miał dostęp do mojej osoby i, mimo, że nie zranił mnie fizycznie od prawie roku, nie oznaczało to, że nie mógł. Bałam się go, taka prawda, krzywdził mnie zarówno psychicznie, jak i fizycznie, niejednokrotnie. Na samo wspomnienie jego licznych uderzeń, zapragnęłam się ulotnić z mieszkania. Nie chciałam spotkać go ani jego laski, nie mogłam zdobyć się na odwagę, by zamienić z nimi choćby jedno słowo.
Podniosłam się ociężale z łóżka i podeszłam do szafy, z której wybrałam wytarte, jasne jeansy i białą, na długi rękaw bluzkę. Zdjęłam koszulkę i ubrałam ciuchy, czarną skórę oraz szare tenisówki. Podeszłam do małego stolika nocnego, który stał przy łóżku i podniosłam z niego telefon, który na szczęście przestał dzwonić i nie kusił mnie, by odebrać połączenia przychodzące, następnie schowałam go do kieszeni w spodniach. Podeszłam do okna, obok którego wisiało lustro i rozczesałam moje długie włosy ręką. Z niechęcią przyznałam, że zaczęły się falować od kiedy je zapuszczałam, nie podobało mi się to, same kołtuny na końcówkach i nic więcej.
Nie zastanawiając się kilka razy, wyszłam czym prędzej z domu. "Szczęście" mi dopisywało, nie wpadłam ani na kuzynkę, ani na siostrę, a tym bardziej na żadnego z innych osobników. Wiedziałam dokąd zmierzam, mimo, że nie chciałam tego przed samą przyznać. Miałam dość jego oskarżeń, które rozbrzmiewały się non-stop w mojej głowie. Pragnęłam ruszyć naprzód, ale nie potrafiłam, nie dopóki nie skończę sprawy z Drake'm.

*

-Otwórz te przeklęte drzwi, ty tchórzu!-wykrzyczałam wściekła pukając do dużej rezydencji.
Jedna z gosposi otworzyła drzwi i zaprosiła mnie do środka, jako, że znała mnie. Weszłam po zawiłych schodach na pierwsze piętro i od razu udałam się do pokoju szatyna.
-Zachowujesz się jak bachor! Wydzwaniasz do mnie i wielce się obrażasz, kiedy ja nic nie zrobiłaś, świrze! Nie rozmawiałam ani razu z tą twoją laską!-otworzyłam z hukiem jego drzwi i zastałam go leżącego na łóżku z laptopem na kolanach.
Chłopak natychmiastowo podniósł się z łóżka i uniósł wysoko na mnie wzrok.
-Kto cię wpuścił?!-zapytał nerwowo.-Z resztą to nie ma znaczenia, wyjdź.
-Nie! Dopóki nie wyjaśnisz mi jak do cholery mogłeś tak szybko uwierzyć w taką bzdurę.-założyłam dłonie na biodra i wpatrywałam się uparcie w równie nieustępliwego chłopaka.
Szatyn potarł swoje włosy ręką i usiadł na łóżku, następnie odkładając delikatnie komputer za siebie.
-Wierzę jej, Grace, będzie moją żoną, muszę jej ufać.-zaczął twardo.-Nie zrozum mnie źle, zależy mi na naszej znajomości, ale Kelly jest zbyt ważna dla mojej rodziny, ona nie pozwoli mi na naszą przyjaźń.
-Od kiedy ty taki pantofel się zrobiłeś?-zakpiłam.
-Wierzę, że opowiedziałaś jej historyjki, kiedy jeszcze byliśmy młodzi, o naszych wypadach na miasto i podrabianiu dowodów, piciu alkoholu. Zajmuję ojca miejsce w zarządzie banków, mój przyszły teść jest wysoko postawionym politykiem, zrozum, że nie mogę mieć kogoś takiego w moim towarzystwie jak..-przerwał, nie chcąc dokończyć.
-Kogoś takiego jak ja?-spytałam oschle.
-Tak.-westchnął zrezygnowany.
-Dam ci spokój, Drake, na twoje życzenie, ale ja zostaję przy swoim i jeśli choć trochę masz oleju w głowie sam się dowiesz, kto tak naprawdę naopowiadał twojej narzeczonej te nic niewarte wspomnienia.-odwróciłam się na pięcie i wyszłam z jego domu jak najszybciej.
Chciałam dać upust emocjom, ale nie potrafiłam. Zależało mi na Drake'u, był moim przyjacielem i mimo, że ostatni się kłóciliśmy, lubiłam go. Dzielnie wstrzymywałam łzy, które pragnęły się wydostać na światło dzienne.

*

Jakby to było mało, moje "szczęście" zaprowadziło mnie do jakiegoś ciemnego zaułka. Westchnęłam głęboko, nie lubiłam chodzić nocą po mieście, w którym nie znałam każdego zakątka. Miałam już się obracać, kiedy ujrzałam jak jacyś dwaj mężczyźni wymieniają się podejrzanymi wzrokami i podają sobie nawzajem pieniądze oraz jakiś pakunek. Wiedziałam, że nie trafiłam tutaj z byle jakiego powodu, wiedziałam, że miałam wkroczyć do "akcji", ale coś podpowiadało mi, że będę tego żałować.
Nic bardziej prawdziwego.
Podeszłam bliżej dwójki chłopaków, kiedy byłam wystarczająco blisko ujrzałam twarz blondyna, mojego Damiana oraz jakiegoś nieznanego mi innego chłopca, który wyglądał na młodszego nawet ode mnie. Widziałam jak spięli się na moją obecność, jednak z dwóch różnych powodów. Obcy chłopak pewnie pomyślał, że jestem z policji, a Damian widząc moją twarz zacisnął usta w cienką linię, a w oczach pojawiły się iskierki złości.
-Zapytałabym co się tu dzieje, ale znam odpowiedź.-burknęłam cicho, mierząc chłopaków.-Idź stąd, bo nie chcę cię jako świadka.-spojrzałam znudzona na małolata, który od razu uciekł po moich słowach.
Odwróciłam głowę w stronę niebieskookiego, który wyraźnie mi się przyglądał z nieciekawą miną. Przylgnęłam do chłodnej ściany i pozwoliłam, by sztywny nastrój, jak i cisza zapanowały między nami. Nie chciałam za dużo myśleć o całej tej sytuacji, ale nie pozwoliłam sobie, by zapomnieć, czułam się oszukana.
-To nie tak jak myślisz..-powoli zaczął, myśląc, że mnie jakoś udobrucha.
-Zamilcz.-mruknęłam niechętnie.-Nie mam ochoty na kłamstwa.
-Dowiedziałaś się wcześniej, niż miałem zamiar ci powiedzieć.-próbował się do mnie zbliżyć, ale poszłam w bok, nie pozwalając się mu dotknąć.
-Damian, rodzice wiedzą, że dilujesz?-spojrzałam na niego zawiedziona, a chłopak się nie odezwał.-No właśnie, tak myślałam. Nie byliby z ciebie dumni, wiesz?
-Nie wiesz nic o nich.-jego ton mógłby ciąć nawet diamenty.-Nie warz się nawet o nich mówić!
-Dobrze.-przystałam na jego rozkaz.-To powróćmy do mnie. Chciałeś mi powiedzieć, myślisz, że w to uwierzę?
-Chciałem, ale nie było czasu.-zarzekł się.
-Kiedy? Nie zauważyłeś, że czas zawsze się znajdzie?! Szczególnie na takie "coś"?!
-Dlaczego robisz z tego taką aferę?! Ja nie ćpam, tylko sprzedają!
-A, to w takim razie to jest spoko.-mierzyłam go od stup do głowy.
Blondyn był zdenerwowany, w sumie miał powód. Jego oczy błyskały gromami, a usta wyginały się w grymasie niezadowolenia.
-Naprawdę chcesz mnie wyprowadzić z równowagi?-zapytał.
Podniosłam brwi do góry i zmarszczyłam czoło.
-Co?-myślałam, że się przesłyszałam.-Co masz na myśli?
-Grace, dobre wiesz, co mam na myśli.-odpowiedział uśmiechając się kpiąco.
-Trzymaj się z dala ode mnie i żebym cię nie złapała ponownie na sprzedawaniu narkotyków, bo zadzwonię na policję.-powiedziałam na jednym wdechu i ruszyłam przed siebie.
Nie przeszłam nawet metra, a chłodna dłoń młodego barmana złapała mnie mocno za ramię i odwróciła do siebie. Nie widziałam w jego oczach złości, a jedynie rozbawienie.
-Nie zrobiłabyś tego.-zaśmiał się zuchwale.
-Chcesz mnie sprawdzić?-spytałam, nie wyrażając emocji w głosie ani na mimice twarzy jak to zwykłam robić.
-Nie.-uśmiechnął się i zbliżył usta do mojego ucha.-Ufam, że nieodebrane połączenia ode mnie oznaczają, że chcesz się ode mnie odsunąć, co od razu sprawia, że nachodzi mi jedna myśl: "Chce oddychać, bo brakuje jej tlenu w mojej obecności".-jego słowa były takie pewne siebie i tak bardzo trafiające w czuły punkt.
-Zdziwiłbyś się, gdybym powiedziała, że się mylisz?-także przysunęłam się do niego i zmusiłam samą siebie do miłego głosu, na jaki nie miałam ochoty.
-Owszem, bo wiesz co, Gracie? Ja jestem pewny, że właśnie o mnie myślisz, że myślisz o mnie kiedy wracasz ode mnie, kiedy idziesz do mnie, kiedy jesz, śpisz, a nawet pielęgnujesz.
Miałam ochotę go uderzyć, za sam fakt, że był tak blisko mnie, a to, że był tak blisko prawdy sprawiał, że miałam ochotę uciesz z dala od niego.
-A więc muszę cię zaskoczyć.-wyszeptałam.-Nie myślę o takich osobach jak ty za długo, czasem przychodzi czas, kiedy trzeba oderwać jemiołę od wierzby, by ta żyła i myślę, że to jest ten czas.
Usłyszałam jego przyspieszony oddech, kiedy sama nad swoim nie panowałam. Okłamałam go i wiedziałam, że on o tym wiedział, ale jednocześnie pragnęłam, by dał mi spokój, wolałam nie wpadać w kłopoty, nie w takie.
Blondyn odsunął się, złapał mnie za ramiona i spojrzał głęboko w oczy.
-Powiedz, że nie chcesz mnie znać, a puszczę cię wolno i nie zadzwonię nigdy więcej.-zażądał.-Wiedz jednak, że samotność zabija najszybciej.
To była kusząca propozycja, a jednocześnie taka bolesna. Nie kochałam go, ale czy na pewno nie chciałam go znać? Polubiłam go, myślałam nimi całymi dniami i nie wyobrażałam sobie tygodnia bez spotkania z nim, jego dotyku. Pragnęłam go, ale czy go kochałam, czy chciałam go porzucić? A to jest wyznanie, miał rację, umierałam w środku każdego dnia, wiedząc, że nie mam nikogo, że jestem sama, ale wtedy pojawił się Damian. Chłopak zdecydowanie należał do tych "lepszych" drani, którzy rozkochują w sobie dziewczyny i później zostawiają je, wiedziałam, że nie będę niczym innym dla niego jak kolejną zabawką. Błękitne oczy mężczyzny sprawiały, że drżałam i nie mogłam na to nic poradzić, pragnęłam go i nie chciałam opuścić.
-Nie chcę cię znać.-wyszeptałam, starając się wziąć się w garść w sobie i nie pozwolić łzom wyjść na wierzch.
Jak powiedział, tak zrobił, jego ramiona opuściły się a oczy odwróciły się w inną stronę. Wiedziałam, że go zraniłam, wiedziałam, że sama siebie skrzywdziłam, ale nic na to nie poradzę. Byłam zmuszona przez samą siebie, nie chciałam poczuć czegoś więcej i to wymagało dać sobie spokój z nim, choćbym nie wiem jak bardzo go potrzebowała, muszę zachować zimną krew.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Nie mogłam zrozumieć swojej logiki, pewność, że dobrze postąpiłam nie opuszczała mnie, ale coś w głowie mówiło cichutko, że będę żałować, że potrzebuję go jak ryba wody.
Nie wiem dokładnie, kiedy wybuchłam płaczem, ale nawet nie doszłam do domu a zalewałam się łzami. Znałam przyczynę i czułam, że właśnie to było potrzebne, te doświadczenie. Musiałam z niego zrezygnować, musiałam, bo zakochana ja, to nie ja, a tak zależało mi, by pozostać mną.
-Coś się stało?-spytała głupio Em, gdy weszłam do mieszkania, a wzrok wszystkim skierował się na mnie, czerwoną od płaczu.
Nie potrafiłam odpowiedzieć, zwyczajnie uciekłam po schodach do mojego pokoju, zakrywając twarz rękoma. Zamknęłam drzwi na klucz i zjechałam po nich na ziemię, gdzie wybuchłam niemym szlochem w poduszkę, którą złapałam zanim podwinęłam nogi pod piersi.
Żałowałam moich czynów, a jednocześnie była z siebie dumna, że miałam siłę, by zerwać. Prawda była taka, że jego dilowanie nie stanowiło dla mnie problemu, zwyczajnie potrzebowałam jakiegoś powodu by zerwać, a to napatoczyło się przypadkiem. Chciałam o nim zapomnieć, aczkolwiek nie spodziewałam się tego, nie potrafiłam podnieść swoich nadziei, bo wiedziałam, że się zawiodę. Nie można się opierać na ludziach, szczególnie na mężczyznach, oni pobawią się, następnie znudzą i wyrzucą jak zepsutą zabawkę, nie chciałam skończyć na śmietniku ze złamanym sercem, wolałam pożegnać się teraz, kiedy uczucia nie były za wielkie. Nie chciałam przyznać przed samą sobą, ale tak naprawdę moje uczucia już wzrastały do niego. Byłam głupia, że dałam się mu otumanić, ale przecież, kiedy miłość atakuje, nie możemy się przed nią obronić, nie da się. Docierało do mnie powoli, że przy nim czułam się inaczej, swobodniej i pomimo tego, że nie wyznałam mu moich problemów, z którymi się borykam na co dzień to i tak było mi z nim dobrze, przyjemnie. Z nim czułam się, jakbym w ogóle nie miała problemów. Nie potrafiłam oszukiwać samej siebie co do niego, chłopak zostawił by mnie przy innej okazji, zaraz po tym, gdyby się znudził.



The world is on fire and no one can save me but you.
It's strange what desire will make foolish people do.
I'll never dream that I'd meet somebody like you.
I'll never dream that I'd lose somebody like you.
[...] No I don't want to fall in love,
With you.
What a wicked game to play to make me feel this way.
What a wicked thing to do to let me dream of you.
What a wicked thing to say you'll never feel this way.
What a wicked thing to do to make me dream of you.
Świat stanął w ogniu i nikt nie może mnie uratować oprócz ciebie.
To osobliwe, do czego pożądanie może zmusić naiwnych ludzi.
Nigdy nie marzyłam, że spotkam kogoś takiego jak ty.
Nigdy nie marzyłam, że stracę kogoś takiego jak ty.
Nie, nie chcę się zakochać,
W tobie.
Co za nieznośna gra, która sprawia, że czuję w ten sposób.
Co za nieznośna rzecz, by sprawić, abym śniła o tobie.
Co za nieznośne słowa, by powiedzieć, że ty nigdy nie poczujesz tego samego.
Co za nieznośna rzeczy, bo sprawić, abym śniła o tobie.